Liliana Nitka
Leczenie łagodnego nowotworu miało być szybkie i proste, tymczasem skutkiem okazała się być choroba autoimmunologiczna, śpiączka, paraliż i uszkodzenie mózgu. Pomóż nam zawalczyć o powrót mamy do sprawności.
Zbiórka na:
turnus rehabilitacyjny, sprzęt medyczny, środki pielęgnacyjne, specjalne żywienie
240,00 zł z 80 000,00 zł
Data publikacji zbiórki
12-11-2025
Pozostało na subkoncie
240,00 zł
Zrefundowane wydatki
-
Wybierz kwotę darowizny
Moja historia
Marzenie:
Moja mama Lila ma 67 lat. Ze wspólniczką prowadzi malutkie biuro rachunkowe, ma dużo przyjaciół, znajomych, aktywne życie. Uwielbia jeździć samochodem. Zawsze mówiła, że w innym życiu zostałaby kierowcą rajdowym. Dużo pracuje, żeby zarobić na swoje marzenie – kamper. Ma w planach otwarcie we własnym domu małej kawiarenki, gdzie mąż będzie mógł wieczorami dla gości grywać na gitarze, a ja śpiewać. Pomaga wszystkim. Ludzie mówią, że nie ma drugiej takiej. Nigdy nie odmówi pomocy. Ciągle się uczy, czyta o zdrowiu, odżywianiu, słucha podcastów. Cieszy się z długo wyczekanych wnuków.
W kwietniu 2025 roku usłyszała diagnozę – przyczyną dolegliwości żołądkowych okazał się guz. Rozpoznano chłoniaka w I stadium, o niskim stopniu agresywności. „Leczenie będzie łagodne, dobrze tolerowane, ludzie po nim szybko wracają do formy” – usłyszeliśmy na początku. Niestety, rzeczywistość okazała się inna i tych wydarzeń nie da się już zapomnieć.
Mama nie chciała przyjmować ostatniej, szóstej dawki cyklu chemii, ponieważ źle się czuła, ale obawiała się utraty świadczeń i wsparcia. 8 sierpnia przyjęła dawkę, po której stan zdrowia pogorszył się – pojawiły się bóle głowy, problemy z dłonią i wymioty. Razem z tatą pojechali nad morze, by odpocząć i wyciszyć się. Początkowo wydawało się, że zmęczenie jest typowe po chemii, jednak kolejnego dnia pojawiły się problemy z równowagą i widzeniem. 31 sierpnia mama trafiła na SOR, co rozpoczęło dwumiesięczny pobyt w szpitalu w Wejherowie. Mama każdego kolejnego dnia traciła możliwość mówienia, potem przełykania i oddychania. W końcu zapadła w śpiączkę i utraciła wszelkie odruchy, nawet bólowe. Badania nic nie wykazały.
Po pierwszym tygodniu lekarze poinformowali nas, że większość diagnoz została wykluczona, z wyjątkiem jednej – PML (postępującej wieloogniskowej encefalopatii o podłożu wirusowym). Choć była to trudna wiadomość, nie traciliśmy nadziei i codziennie angażowaliśmy się w opiekę nad mamą. Razem z ojcem i bratem na zmianę odwiedzaliśmy ją w szpitalu i wspieraliśmy.
Po trzech tygodniach mama otworzyła oczy, a następnie powróciły podstawowe odruchy, takie jak ruchy oczu i oddech. Pojawiły się także sporadyczne próby przełykania. Od tego czasu codziennie pracujemy nad jej rehabilitacją. Każdy drobny postęp – nowy wyraz twarzy, czystsze spojrzenie czy przywrócony odruch – daje nam nadzieję. Ostatnio mama poruszyła głową i ramionami, a czasami odkrztusza, co wskazuje na możliwość stopniowego usunięcia rurki tracheostomijnej w przyszłości.
Aktualnie mama nadal jest sparaliżowana, bezwładna, niemówiąca. Rozpoznaje bliskie osoby. Niestety jej stan wymaga całodobowej opieki, pielęgnacji i rehabilitacji. To wszystko wiąże się z dużymi kosztami, dlatego zdecydowaliśmy się poprosić wszystkich naszych przyjaciół i życzliwe osoby o pomoc.
Naszym marzeniem dla mamy byłby turnus w klinice neuroregeneracyjnej, którego koszt to 20-30 tys. złotych. Będziemy wdzięczni za każde wsparcie – najbardziej na świecie chcemy dać mamie szansę na powrót do takiej sprawności jaka jest dla niej możliwa – niezależnie od tego ile będzie ten powrót trwać. Kochamy ją i wiemy, że na to zasługuje.