Joanna Jankowska

Jestem za młoda, by kończyć swoją historię w ten sposób. Nie chcę zostawiać Luny, zaczęłyśmy nowy etap i chcę w nim trwać. Wasze wsparcie jest dla mnie nadzieją na życie. - Joanna Jankowska

19 046,80 zł z 100 000,00 zł

19.0468%

Data publikacji zbiórki

11-02-2022

Pozostało na subkoncie

19046,80 zł

Zrefundowane wydatki

-

Wpłać

Wypełnij PIT przez internet i przekaż 1,5% podatku

Udostępnij zbiórkę

Moja historia

Zbiórka na:

leczenie nierefundowane

Marzenie:

Mam 37 lat. We wrześniu 2020 roku dowiedziałam się, że mam trójujemnego raka piersi. Jest to najtrudniejszy w leczeniu, a do tego nierefundowany nowotwór, którego komercyjne leczenie generuje koszty na poziomie kilkuset tysięcy złotych… Jest to suma nieosiągalna dla zwykłego śmiertelnika. Mimo przeciwności stanęłam do walki z silnym postanowieniem pokonania choroby. W czerwcu 2021 roku zakończyłam półroczną chemioterapię, w lipcu zaś przeszłam mastektomie piersi z rekonstrukcją ekspanderem i usunięciem wszystkich węzłów chłonnych. Rokowania nastrajały mnie optymistycznie na dalsze leczenie.

Ciężar leczenia stawał się jednak coraz trudniejszy do uniesienia. Nie tylko dla mnie… Tuż przed końcem chemioterapii zmarł mój ukochany Piesek Móri. Zbiegło się to w czasie z podejrzeniem sepsy i koniecznością usunięcia portu, przez który przyjmowałam chemię. Ból był niewyobrażalny, cierpiałam razem z moim Pieskiem, który zemdlał… zupełnie jakby czuł jego skalę. Strata wiernego przyjaciela osłabia w walce, która i tak wycieńcza psychicznie. Mimo to, doprowadziłam chemię do końca, tylko po to, by usłyszeć, że badanie PET wykazało całkowity regres metaboliczny. Przez chwilę naprawdę wierzyłam, że udało mi się wygrać, liczyłam na to, że wrócę do normalności, odzyskam radość, zapomnę o bólu leczenia…

W sierpniu, dzięki serdeczności i wsparciu finansowemu dobrych ludzi, zrobiono mi operację zespolenia węzłów chłonnych LVA. Cena możliwości powrotu do sprawności fizycznej była bardzo wysoka – 30 tysięcy złotych. Chodziłam na rehabilitację. Starałam się żyć aktywniej… Z końcem września podjęłam radioterapię ekspandera piersi lewej i węzłów chłonnych. Miało to być tylko „prewencyjnie”, bo przecież „byłam czysta”. Tuż przed rozpoczęciem radioterapii dostałam szczeniaczka. Miałyśmy razem rozpocząć nowy etap wspólnego, fajnego życia i zapomnieć o tym koszmarze…

Okazało się, że nie koniec mojej walki. Wyniki MRI głowy wskazały, że mam przerzuty do OUN, czyli głęboko w mózgu. W tamtym momencie zaczęłam kwestionować wszystko, nawet wiarę w to, że dożyję moich następnych urodzin. Szukałam oparcia w literaturze. Odpowiedzi, które znalazłam zaczęły utwierdzać mnie w przekonaniu, że moja sytuacja wynika ze stresu. Nie miałam stabilnych warunków, by w spokoju walczyć z chorobą. Załamała mnie zarówno śmierć Móriego, jak i mieszkanie z chorą psychicznie matką. Matką, nad którą wciąż się litowałam, pomimo wyszydzania, kwestionowania mojego stanu, wmawiania mi, że udaję, by uciec od pracy i obowiązków. Moja rodzina nie pomagała, co więcej podsycała moje lęki i poczucie absolutnej samotności i beznadziei. Również brat odwrócił się ode mnie w momencie, w którym powinien był mnie wspierać. Stwierdził, że moja droga prowadzi do jednego, tragicznego finału, dlatego nie ma sensu łożyć pieniędzy na moje leczenie. Iskierką nadziei była dla mnie sprzedaż naszej ziemi w Krakowie, wierzyłam, że dzięki pozyskanym pieniądzom uda mi się finansowo zabezpieczyć leczenie. Życie ponownie zaśmiało się w twarz – brat przywłaszczył sobie całość kwoty ze sprzedaży ziemi, odstępując mi z żalem 10 tysięcy. Nie była to nawet połowa potrzebnych mi środków. Zostałam porzucona przez rodzinę, wyrzucona z domu, pożegnana słowami, których nawet nie mam siły przytoczyć. Po latach utrzymywania matki nie mogę liczyć na żadne wsparcie, czy nawet szacunek.

Obecnie, mieszkam sama z Luną. Mam czas i przestrzeń, by odetchnąć – nie jestem już skazana na ciągłe krzyki, wyszydzanie mojego wyglądu i mojej choroby. Niektóre aspekty mojego życia zaczęły się w końcu stabilizować. Niestety, nie dotyczy to nowotworu. Nastąpiła kolejna progresja, w wyniku której pojawiły się nowe guzy. W tym momencie, moją największą szansą jest niezwykle kosztowne leczenie niekonwencjonalne. Nie jestem już w stanie udawać, że daję sobie radę. Nie radzę. Błagam o pomoc! Jestem za młoda, by kończyć swoją historię w ten sposób. Dopiero odcięłam się od otoczenia, które zmarnowało mój czas, energię i spokój. Nie chcę zostawiać Luny, zaczęłyśmy nowy etap i chcę w nim trwać. Wasze wsparcie jest dla mnie nadzieją na życie.

Dane do przelewu:

Joanna można też wesprzeć przelewem na konto:

Numer konta Fundacji:

52 1050 1025 1000 0090 3010 4252

Wpłaty w obcych walutach

USD:

PL54 1050 1025 1000 0090 8058 1367

EUR:

PL32 1050 1025 1000 0090 8058 1375

GBP:

PL76 1050 1025 1000 0090 8058 1359

kod SWIFT:

INGBPLPW

Tytuł przelewu:

Joanna Jankowska

Dane odbiorcy:

Fundacja Onkologiczna Rakiety, al. Rzeczypospolitej 2/U-2, Warszawa

1,5%

KRS:

0000414091

Cel szczegółowy:

Joanna Jankowska

Dane do przelewu