Fundacja Onkologiczna Rakiety

Rakietą w raka!

Marzenia, cele i pragnienia. Wszyscy je mamy. Jednak niektórym z nas na drodze do ich realizacji staje choroba. Poznaj marzenia osób takich jak Ty! Pomóż pokonać raka i wrócić do codzienności.

100% przekazanych pieniędzy trafia do potrzebujących!

zdjęcie podopiecznego

Agnieszka Kordiukiewicz

Robię wszystko, aby jak najdłużej być z moją córeczką i aby móc ją wychować. Marzę, aby Ania jak najdłużej żyła w rodzinie, w której jest mama i tata.

240,00  z 80000,00 
0.30%

Data publikacji zbiórki

Zrefundowane wydatki

0,00 zł

Minimalna kwota wynosizł Maximum amount is zł Put a valid number

Wpłać

Moja historia

ZBIÓRKA NA:

leczenie, rehabilitację, dojazdy, leczenie wspomagające, wizyty lekarskie, leki i inne
suplementy

MARZENIE:

3 lata temu przekonałam się jak bardzo kruche jest życie, jak ogromnym jest darem i jak bardzo trzeba je cenić. Lekarze postawili mi diagnozę – nowotwór złośliwy piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Niestety okazało się, że muszę zmierzyć się z najbardziej agresywnym, szybko dającym przerzuty podtypem,  którego leczenie jest bardzo trudne i ograniczone.

Onkolodzy zlecili mi standardową, w takim przypadku, półroczną chemioterapię, która trwała trochę dłużej z uwagi na komplikacje i złe samopoczucie podczas jej podawania. Agresywny nowotwór – agresywna również chemia, której skutki niosę do dnia dzisiejszego, ponieważ w dużym stopniu uszkodziła mi mój żołądek, serce, spowodowała wciąż nawracającą neuropatię i neuralgię, nie mówiąc o znacznym pogorszeniu się wzroku. Do dnia dzisiejszego mam regularne wizyty u gastrologa, kardiologa, neurologa, ginekologa oraz w poradni osteoporozy.

Z kolei po chemioterapii przeszłam radykalną operację, po której z trudem doszłam do siebie. Do dziś muszę się prywatnie rehabilitować, ponieważ NFZ, niestety, zapewnia rehabilitację tylko raz do roku.
Na początku mojej drogi wpadłam na osoby, które podpowiedziały mi, co mogę jeszcze zrobić aby mieć większe szanse na przeżycie. Tak zaczęły się moje poszukiwania różnych możliwości – liczne wyjazdy i konsultacje z różnymi lekarzami. W moim życiu w przeciągu paru chwil wszystko się zmieniło, zaczęłam drążyć skały i odkryłam setki badań mówiących o tym, że dieta, oczyszczanie organizmu, wzmacnianie go dodatkowo różnymi metodami, dotlenianie, nauka oddechu, medytacji, modlitwa, uziemianie, ruch, praca z umysłem i nastawienie to połowa sukcesu. Druga połowa to odpowiednio dobrane leczenie.
W tym czasie zmieniłam pierwszego lekarza – bo każdy, kto wydaje wyrok bez sądu, zabiera
motywację – a w tej chorobie najważniejsze jest ciepło, spokój i doping. Jak na zawodach.

Na pomoc przyszło także leczenie wspomagające, które ma za zadanie podnieść system immunologiczny na tyle, aby mógł on sam zwalczać wroga, niestety w naszym kraju leczenie takie nie jest refundowane, podobnie jak badania macierzystych komórek nowotworowych, które to są odpowiedzialne za przerzuty odległe. Całe leczenie, badania, rehabilitacja, wspomaganie osłabionego organizmu, suplementy czy dojazdy są niestety bardzo kosztowne i przeciętnego Kowalskiego na takie coś po prostu nie stać, nie sposób pokryć wszystkich wydatków nawet jak się pracuje na dwa etaty.

A oprócz choroby są także rachunki do zapłacenia, wydatki związane ze szkołą dziecka, wyżywienie itp. I kłębiące się myśli w głowie, że dziecko też chce mieć jakąś odskocznię, że oprócz patrzenia, jak tata znowu wiezie mamę do kolejnego lekarza, jest jeszcze dziecięcy świat, bo każde dziecko chce gdzieś pójść, coś zobaczyć. Dlatego mimo zmęczenia czy osłabienia, ale też aby odciążyć trochę mojego męża, zdecydowałam się na powrót do pracy. I duży w tym plus, ponieważ dzięki niej nie myślę o tym, co niepotrzebne.

Jednak wyżej wymienione wydatki i tak przewyższają nasz budżet. A ja… chciałabym, jak większość mam,
doczekać dnia, w którym będę mogła wydać swoją córkę za mąż. Chciałabym być przy niej, jak będzie dorastać, chciałabym patrzeć jak się kształci, chciałabym doczekać ukończenia jej szkoły, chciałabym wspierać ją w jej pierwszej pracy, chciałabym kiedyś usiąść z nią w altance i wspólnie wypić filiżankę kawy – zupełnie tak samo jak ja piję kawę z moją mamą. Bo mama zawsze będzie mamą, takim skarbem, przystanią, do której można zawsze na chwilę przycumować i odpocząć. Chciałabym, aby moja córka miała beztroskie dzieciństwo nie obarczone smutnymi wspomnieniami, lękiem związanym z utratą bliskich czy tęsknotą. Bo żadne dziecko nie zasługuje na traumatyczne wspomnienia, a moja córka jak na swój wiek zbyt dużo odczuła jak na jej małe serduszko.

Mi samej kiedyś nigdy nie przyszło do głowy, że ja też będę musiała staczać walkę z tak straszną chorobą i to w takim wieku. Przecież miałam plany i marzenia – jak każdy… Przecież zostało jeszcze tyle do zrobienia… jak u każdego… Ale życie zaskakuje w najmniej oczekiwanym momencie, człowiek nigdy nie wie co czeka go jutro. I nigdy nie pomyślałam, że w najpiękniejszym momencie swojego życia oraz najważniejszym okresie rozwoju mojej córki znajdę się w tak trudnej sytuacji zwłaszcza, że na półtora roku przed moim zachorowaniem – diagnozę o chorobie nowotworowej usłyszał mój tata. Półtora roku go wspierałam, a potem jeszcze półtora roku chorowaliśmy we dwoję. Tata przeszedł do innego świata trzymając mnie za rękę, nakazując mi wychować Anię, a moja córka straciła drugiego fantastycznego dziadka. Mój teść kilka lat wstecz także odszedł z powodu nowotworu.

Dlatego robię wszystko, wspomagam się jak tylko można, aby jak najdłużej być z moją córeczką i aby móc ją wychować, bo marzę aby Ania jak najdłużej żyła w rodzinie, w której jest mama i tata.

Wszystkim, którzy przez ten czas byli ze mną i którzy nadal są – dziękuję z całego serca! Proszę jednocześnie o modlitwy, bo modlitwa jest wyrazem miłości do innych, to ona pokazuje nasze współodczuwanie, w niej zawiera się wszystko. I jak pokazuje przykład sparaliżowanego z Ewangelii – wiara innych także potrafi zdziałać cuda, a cuda zaczynają się wszędzie tam, gdzie człowiek zmienia własne serce, wówczas to twarde kamienie kruszeją, lody topnieją, a płomienie zostają ugaszone.

Z miłością!
Agnieszka

DANE DO PRZELEWU:

Agnieszkę można też wesprzeć przelewem na konto:

Numer konta Fundacji: 52 1050 1025 1000 0090 3010 4252

Wpłaty w obcych walutach

USD: PL54 1050 1025 1000 0090 8058 1367

EUR: PL32 1050 1025 1000 0090 8058 1375

GBP: PL76 1050 1025 1000 0090 8058 1359

kod SWIFT: INGBPLPW

Tytuł przelewu: Agnieszka Kordiukiewicz

Dane odbiorcy: Fundacja Onkologiczna Rakiety, al. Rzeczypospolitej 2/U-2, Warszawa

1,5%

KRS: 0000414091

Cel szczegółowy: Agnieszka Kordiukiewicz

Dane do przelewu

Możesz też wesprzeć podopieczniego wpłatą na konto

Możesz też wesprzeć fundację wpłatą na konto

Numer konta Fundacji:

52 1050 1025 1000 0090 3010 4252

Wpłaty w obcych walutach


USD: PL54 1050 1025 1000 0090 8058 1367
EUR: PL32 1050 1025 1000 0090 8058 1375
GBP: PL76 1050 1025 1000 0090 8058 1359

kod SWIFT: INGBPLPW
Tytuł przelewu: Agnieszka Kordiukiewicz
Dane odbiorcy: Fundacja Onkologiczna Rakiety,
al. Rzeczypospolitej 2/U-2, Warszawa

1,5%

KRS: 0000414091

Cel Szczegółowy:

Agnieszka Kordiukiewicz

Numer konta Fundacji:

52 1050 1025 1000 0090 3010 4252

Wpłaty w obcych walutach


USD: PL54 1050 1025 1000 0090 8058 1367
EUR: PL32 1050 1025 1000 0090 8058 1375
GBP: PL76 1050 1025 1000 0090 8058 1359

kod SWIFT:
INGBPLPW
Tytuł przelewu:
Agnieszka Kordiukiewicz
Dane odbiorcy:
Fundacja Onkologiczna Rakiety,
al. Rzeczypospolitej 2/U-2, Warszawa

1,5%

KRS: 0000414091

Cel Szczegółowy:

Agnieszka Kordiukiewicz