
Joanna Giez
Dopiero teraz naprawdę czuję sens słów, że „mam dla kogo”. Dla bliskich, ale też dla siebie. Mam jeszcze tyle marzeń i pomysłów do realizacji… Choć już boję się planować.
0,00 zł z 50 000,00 zł
Data publikacji zbiórki
25-03-2025
Pozostało na subkoncie
-
Zrefundowane wydatki
-
Wpłać
Moja historia
Zbiórka na:
badania, leczenie wspomagające, leki, suplementy, wizyty lekarskie
Marzenie:
Co poszło nie tak? Dwa nowotwory w ciągu trzech lat… u 40-letniej, zdrowej, szczupłej kobiety. Matki, żony i fotografki. Na co dzień dbającej o zdrowie swoje i swojego dziecka z niepełnosprawnością. Wydaje się niemożliwe? A jednak.
Przekonałam się o tym boleśnie na własnej skórze.
W 2021 roku zachorowałam na raka rdzeniastego – bardzo rzadki, złośliwy nowotwór tarczycy. Ponieważ ten typ raka zazwyczaj nie reaguje na chemioterapię, zaproponowano mi jedynie operację. Na szczęście, dzięki wczesnemu wykryciu (badania genetyczne WES dziecka) oraz niskiemu stopniowi złośliwości histopatologicznej, udało się go wyleczyć.
Wydawało mi się wtedy, że dzięki badaniom profilaktycznym „oszukałam przeznaczenie” i wygrałam życie. Nie wiedziałam jednak, że to dopiero „wstęp” – swoista zaprawa przed prawdziwą walką…
Rok 2024. Prawie 4-centymetrowego guza wyczułam sama podczas comiesięcznego samobadania. USG wykonane dwa miesiące wcześniej było „czyste”. Wierzą w to tylko lekarze, bo wiedzą, jak agresywny jest mój „lokator”. Inne kobiety kiwają tylko głowami… Mam wrażenie, że nie zdają sobie sprawy, jak szybkie i bezwzględne potrafią być nowotwory. Niestety, czasem tak właśnie jest…
„Trójujemny, metaplastyczny rak piersi z elementem płaskonabłonkowym, KI 100%, z przerzutami na węzły chłonne.”
Po chemioterapii guz urósł do ponad 5×5 cm, a węzły chłonne – do 3 cm, przy czym w ciągu dwóch tygodni powiększyły się do rozmiaru małej piłeczki…
Mniej niż 1% przypadków raka piersi. Po raz kolejny usłyszałam, że to bardzo rzadki nowotwór, obarczony wysokim ryzykiem wznowy.
Natychmiast rozpoczęto agresywne leczenie: 12 cykli białej chemii, 4 czerwone + immunoterapia – pół roku. Niestety, mimo licznych skutków ubocznych (m.in. utrata włosów, anemia, neutropenia, leukopenia, małopłytkowość), leczenie nie działało tak, jak powinno, więc cykle skrócono. Przyspieszono także mastektomię z pełną limfadenektomią – lekarze zareagowali błyskawicznie i operacja odbyła się praktycznie z dnia na dzień.
Marginesy były czyste – 0,1 mm… Co nieco zaskoczyło nawet chirurga, który przekazywał mi wynik histopatologiczny. Pojawiła się nadzieja…
Po operacji zaplanowano radioterapię. Przypłaciłam ją ciężkim zapaleniem płuc (cztery antybiotyki), brązową, poparzoną skórą, bólem uszkodzonego mięśnia, nudnościami, wymiotami i ogromnym osłabieniem. A odległe powikłania są jeszcze przede mną…
Ponieważ mój „lokator” okazał się większym „dziadem”, niż sądzono – rósł mimo chemioterapii – dostałam jeszcze pół roku chemioterapii doustnej na „dobicie”. Modlę się, by była skuteczna w 100%, bo przy mojej reakcji na leczenie konwencjonalne moje szanse nie są duże… Ale są!
Chemia sprawia, że prawie nie jem, chudnę (ważę już 49 kg), mam nudności, wymioty, zespół ręka-stopa, małopłytkowość, anemię, neutropenię, mgłę mózgową… Powiem tak – oddałabym wszystko, co materialne, żeby móc normalnie żyć, wychowywać synka i czuć się dobrze w swoim ciele.
Ale niestety pieniądze są teraz bardzo potrzebne, bardziej niż kiedykolwiek. Samo badanie komórek rakowych krążących i macierzystych kosztuje ponad 4 tys. zł, a powinno być wykonywane regularnie…
Ci, którzy znają mnie na co dzień, wiedzą, że jestem „dobrą duszą” i w swoim życiu nie raz byłam poddawana ciężkim próbom. Najpierw 9-letnia walka o zdrowie synka, a potem – już dwukrotnie – o swoje własne.
Mimo tych doświadczeń i trudnych dni nie mam zamiaru się poddawać.
Bez piersi i tarczycy można żyć! Ale dopiero teraz naprawdę czuję sens słów, że „mam dla kogo”. Dla bliskich, ale też dla siebie. Mam jeszcze tyle marzeń i pomysłów do realizacji… Choć już boję się planować.
Niestety, choroba odebrała mi możliwość wykonywania zawodu. Moja ukochana praca fotografa przestała być moją codziennością (mam nadzieję – tymczasowo), a ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania za chorobę, mimo lat opłacania składek – bo to mój drugi nowotwór.
Na badania i wspomaganie leczenia wydaliśmy już kilkadziesiąt tysięcy złotych… Obawiam się, że tym razem to już za dużo dla nas.
Jestem zmęczona. Co dalej? Zobaczymy… Muszę się pozbierać, nabrać sił i działać dalej, bo nie mam zamiaru się poddawać!
Cały czas szukamy rozwiązań, badamy, wspieramy moją odporność, jak tylko się da… Mam wspaniałych lekarzy, ogromne wsparcie bliskich, rodziny, przyjaciół, sąsiadów, a nawet klientów! Za to jestem ogromnie wdzięczna.
A Wasze wsparcie to dla mnie realna pomoc – i finansowa, i psychiczna. Dziękuję!
Pamiętajcie – dobro wraca!
Dane do przelewu:
Joanna można też wesprzeć przelewem na konto:
Numer konta Fundacji:
52 1050 1025 1000 0090 3010 4252
Wpłaty w obcych walutach
USD:
PL54 1050 1025 1000 0090 8058 1367
EUR:
PL32 1050 1025 1000 0090 8058 1375
GBP:
PL76 1050 1025 1000 0090 8058 1359
kod SWIFT:
INGBPLPW
Tytuł przelewu:
Joanna Giez
Dane odbiorcy:
Fundacja Onkologiczna Rakiety, al. Rzeczypospolitej 2/U-2, Warszawa
1,5%
KRS:
0000414091
Cel szczegółowy:
Joanna Giez