Ryszard Bielecki

W 2024 roku usłyszałem diagnozę raka trzustki, który okazał się odległym następstwem choroby onkologicznej sprzed lat. Po wielu miesiącach trudnego leczenia w Polsce i operacji w Lizbonie moją jedyną szansą jest kontynuacja immunoterapii lub leczenia celowanego. Koszty terapii są ogromne i bez wsparcia nie jestem w stanie ich udźwignąć.

Collection for:

non-reimbursed treatment abroad, doctor's visits, travel to treatment

PLN 0.00 z 267 000,00 zł

0%

Date of publication of the collection

03-10-2025

It remained on the subaccount

-

Reimbursed expenses

-

Select your donation amount

Share the fundraiser

My history

Dream:

O chorobie dowiedziałem się jesienią 2024 roku. W grudniu usłyszałem diagnozę, która całkowicie zmieniła moje życie – pancreatic cancer.

Przez 17 lat pozostawałem pod stałą kontrolą lekarską po operacji usunięcia nerki z powodu raka jasnokomórkowego. Dbałem o zdrowie i regularnie wykonywałem badania, dlatego wiadomość o kolejnym nowotworze była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Okazało się, że to przerzut z nerki usuniętej wiele lat wcześniej.

Pierwsze objawy – wymioty, a później żółtaczka zauważona przez mojego przyjaciela – skłoniły mnie do dalszej diagnostyki. Badania wykazały obecność guza w głowie trzustki oraz niedrożność dróg żółciowych. Konieczne było przeprowadzenie zabiegu endoskopowego z założeniem protezy, który wiązał się z poważnymi powikłaniami i długim pobytem w szpitalu.

Najtrudniejszym momentem był koniec grudnia, gdy po wykonaniu biopsji usłyszałem ostateczne rozpoznanie. Rak trzustki wywrócił mój świat do góry nogami.

Wiedziałem, że czeka mnie długa i bardzo kosztowna droga. Chciałem ją podjąć nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla moich bliskich, których pragnę wspierać i z którymi marzę, by spędzić kolejne lata. Lekarze od początku podkreślali, że the tumor is inoperable. Szukaliśmy więc różnych rozwiązań – każde jednak potwierdzało, że mój przypadek jest wyjątkowo trudny. Pierwszym planem była immunoterapia, jednak zanim udało się ją rozpocząć, choroba rozwijała się szybciej niż zakładano.

Na przełomie roku trafiłem do szpitala w bardzo ciężkim stanie – z powodu krwotoku. Spędziłem tam wiele dni, przechodząc kolejne interwencje. Gdy wydawało się, że wreszcie nadejdzie moment rozpoczęcia immunoterapii, mój organizm był zbyt osłabiony, dlatego lekarze zdecydowali najpierw o radioterapii. Dzięki rodzinie mogłem podjąć leczenie w Gliwicach, gdzie w lutym 2025 przeszedłem cykl radioterapii paliatywnej.

Po nim mój stan zaczął się gwałtownie pogarszać – pojawiły się wysokie gorączki, infekcje, niemożność przyjmowania jedzenia i picia. Kolejny raz trafiłem do szpitala na wiele tygodni. Konieczna była ciężka operacja – zespolenie omijające żołądkowo-jelitowe – aby umożliwić mi przyjmowanie pokarmów. Przez pewien czas z rodziną poczuliśmy namiastkę spokoju, a w maju udało się rozpocząć długo oczekiwaną immunoterapię. Niestety, po pierwszym cyklu wystąpiły poważne komplikacje: gorączki, żółtaczka, niedrożność dróg żółciowych i sepsa.

W Polsce lekarze nie proponowali już żadnych rozwiązań. Wtedy moja córka, zdeterminowana, by znaleźć pomoc, zwróciła się do jednej z najlepszych klinik w Europie zajmujących się leczeniem trzustki – Champalimaud Foundation w Lizbonie. Po konsultacji usłyszeliśmy, że operacja powinna była zostać wykonana rok wcześniej. Mimo ogromnego ryzyka zdecydowaliśmy się na leczenie za granicą.

20 sierpnia 2025 przeszedłem operację w Lizbonie. Usunięto źródło sepsy (metalową protezę dróg żółciowych), wykonano zespolenie wątrobowo-jelitowe i podjęto próbę usunięcia guza. Niestety nacieki były już zbyt rozległe, a mój organizm bardzo wyczerpany. Operację przerwano po masywnym krwotoku, a pobyt w klinice wydłużył się z powodu powikłań pooperacyjnych.

We wrześniu wróciłem do Polski. Obecnie moją jedyną szansą jest kontynuacja immunoterapii lub rozpoczęcie leczenia celowanego, które – jeśli okaże się skuteczne – mogłoby pozwolić na powrót do Lizbony i kolejną próbę operacji. Niestety, mój dotychczasowy lekarz prowadzący w Polsce odmówił kontynuacji leczenia i nie zaproponował żadnej alternatywy. Po powrocie z Lizbony zostaliśmy pozostawieni sami sobie.

Po trudnej operacji w Lizbonie, która uratowała mi życie i pozwoliła usunąć źródło sepsy, powoli odzyskuję siły. Dzięki temu otworzyła się przede mną możliwość dalszego leczenia. Zalecenia specjalistów z Champalimaud Foundation są jednoznaczne – konieczna jest kontynuacja immunoterapii. Jeśli mój organizm nie odpowie na nią odpowiednio, kolejnym krokiem będzie leczenie celowane. Celem terapii jest zatrzymanie rozwoju choroby i zmniejszenie guza, aby w przyszłości możliwa była ponowna operacja jego usunięcia.

Immunoterapia to obecnie moja największa szansa. Niestety, w Polsce nie mogę liczyć na wsparcie systemowe, dlatego muszę szukać możliwości kontynuacji terapii na własną rękę – kolejnym kierunkiem jest Warszawa.

Koszty leczenia są ogromne. Sama operacja w Lizbonie wraz z przedłużonym pobytem w klinice to około 74 tysiące euro. Do tego dochodzą wydatki związane z podróżą i pobytem w Portugalii – około 30 tysięcy złotych. Fundacja w Lizbonie zgodziła się na rozłożenie płatności na raty, jednak bez pomocy ludzi o dobrych sercach nie jesteśmy w stanie udźwignąć tak wielkich kosztów.

Dodatkowo w Polsce czekają mnie kolejne wydatki – prywatne wizyty u specjalistów, dojazdy do ośrodków leczenia oraz specjalistyczna dieta wspierająca organizm.

Każda złotówka przybliża mnie do kontynuowania terapii i do szansy na zatrzymanie choroby. Moim największym marzeniem jest odzyskać zdrowie, aby móc spędzić jeszcze wiele lat z rodziną. Chciałbym patrzeć, jak dorastają moje wnuki, i być przy nich wtedy, gdy będą potrzebowały wsparcia i dobrego słowa. Marzę o zwykłych chwilach – wspólnym obiedzie, spacerze, rozmowie przy herbacie.

Bank transfer details